W końcu stało się. Po ponad dwóch latach moja żona założyła rajstopy. Jest to dla mnie tak niezwykłe wydarzenie, że robię szybki wpis, bez żadnych zdjęć.
No ale po kolei. Już dzień wcześniej zapowiedziała, że to zrobi. Jak więc pewnie domyślacie się, cały czas byłem ogromnie nakręcony.
Z samego rana, jeszcze w łóżku zabrałem się za nią pieszcząc palcami cipeczkę. Bez wkładania do pochwy - tylko jej początek celem zmoczenia palców śluzem i masowanie łechtaczki. Trwało to dość długo, a ponieważ zaczęła się robić sucha, zabrałem się za minetę. Finalnie żona zaproponowała, abym założył gumkę.
Zrobiliśmy to po misjonarsku. Czyli moja pani na plecach, a ja na niej. Nie chciałem, aby było zbyt mocno, dlatego penisa wsuwałem tylko do połowy i powoli ruszałem się. Dziewczyna masowała łechtaczkę i po około 2 - 3 minutach doszła. Wtedy mocno przytuliliśmy się, objęła mnie nogami i po kilku ruchach (teraz już głęboko wsadzałem) doszedłem.
Około godzinę później stało się. Do sięgającej do kolan spódnicy założyła czarne rajstopy. Gładkie, grubsze - 60 DEN. Specjalnie wybrała grubsze, bo nie chciała mnie aż tak nakręcać cienkimi. Może i dobrze, bo te też mnie dość skutecznie usztywniły. Producent mało znany - nazwa rajstop Sandra. Kupione na pewno ponad dwa lata temu.
Miała je na sobie bardzo krótko. Około 2 godzin. Krótki przejazd autem, pobyt w pewnym miejscu i powrót do domu, po którym żona pozwoliła mi zrobić kilka zdjęć oraz pomasować i wąchać rajtki. Niestety cały czas pachniały nowością - nie zdążyła ich spocić. Potem je zdjęła i znów powróciły dżinsy i bawełniane skarpetki.
Nastąpił jednak pewien przełom. Może niedługo znowu założy.